Strona internetowa powstała w ramach projektu „Mecenat Małopolski”, który jest realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.


Prof. Jan Miodoński, absolwent wadowickiego Gimnazjum 1920 r.

Urodził się 1902 r. w Tarnobrzegu, ojciec Jana dostał posadę sędziego powiatowego w Wadowicach i tu Jan uczęszczał do Gimnazjum w latach 1912 – 1920 r. zdając maturę w 1920 r. Ukończył studia medyczne na UJ w Krakowie. Od 1935 r. kierownik Katedry i Kliniki Otolaryngologicznej na UJ a następnie Akademii Medycznej w Krakowie. Aresztowany 6.11.1939 r. podczas Sonderaktion Krakau, zwolniony w grudniu 1940 r.

Członek Polskiej Akademii Umiejętności i Polskiej Akademii Nauk. Poseł na sejm w latach 1957 – 1963. Znakomity znawca historii i zabytków Krakowa. Zmarł w Krakowie w 1963 r.

Profesor Jan Miodoński we wspomnieniach.*


Po śmierci Profesora, redaktor Tygodnika Powszechnego prowadzący rubrykę „Lektor” Jacek Susuł ( zm. 7.01.1987 r.) napisał:

Był laryngologiem i odszedł także od tej właśnie specjalności, która stanowiła Jego właściwy zawód, tytuł do sławy i powszechnego uznania i która umieściła Jego nazwisko wśród najwybitniejszych nazwisk współczesnej medycyny światowej: jako uczonego-badacza, jako lekarza-chirurga i jako wynalazcę –konstruktora narzędzi swej pracy. Jego odejście jest i będzie odczuwane w środowiskach medycznych jako wielka strata dla nauki i stanu lekarskiego. Ale wąska specjalność, choć ją wieńczą sukcesy, zasługi i sława, niechże nie przesłania całego człowieka. Niechże nie przesłania przynajmniej tych cech osoby Profesora Miodońskiego, które jednały Mu szacunek, sympatię i miłość mnóstwa ludzi i sprawiły, że żal po Nim jest powszechny. Bo żałuje Go nie tylko świat lekarski, elita intelektualna, lecz także kwiaciarki z Rynku krakowskiego, fiakrzy i taksówkarze, urzędnicy i robotnicy, tłum szarych ludzi pracy, od którego się nie odgradzał, a potrafił i chciał z nim współżyć – nie tylko lecząc.

Co to znaczy: potrafił? Co znaczy: chciał? Prawda, że był zachłannie ciekaw ludzi i ich spraw i że został nader hojnie obdarzony łatwością porozumiewania się z każdym człowiekiem bez względu na jego środowisko i pozycję. I to prawda, że posiadał rzadki dar słowa, z którym trafiał gdzie chciał i kiedy chciał. Mimo, że życie nie szczędziło Mu oprócz uznania i zaszczytów także kłód i dotkliwych cierpień, odznaczał się przecież żywiołowym poczuciem humoru , a umiał też cenić humor u innych. Był kopalnią i improwizatorem przeróżnych dowcipów, zabawnych anegdot, nawet figlów. Trzymały się Go wesołe wierszyki i piosenki, a już czymś zupełnie wyjątkowym było Jego bardzo stylowe i bardzo własne gawędziarstwo. Ci, co Go nieco bliżej znali, dobrze zapamiętali ucieszne „gadki” Profesora, czerpane na żywo od górali z Podhala czy od beskidzkich powsinogów w okolicach Wadowic i Żywca. Opowiadał te rzeczy con amore, bawił się nimi jak dziecko. W ten sposób można by wymienić jeszcze inne atrakcyjne cechy osobiste, które Profesorowi Miodońskiemu torowały i ułatwiały drogę do ludzi. Ale w obliczu śmierci i straty są to zaledwie akcesoria człowieka. Musiały się one wokół czegoś ogniskować, skądś wypływać, czemuś towarzyszyć.

Po Profesorze Miodońskim zostanie pamięć demokraty i społecznika. Nie używajmy epitetów w rodzaju „ szczery”, „ prawdziwy”, „ autentyczny”, bo osłabiają one wymowę i tak już nadużytych pojęć. Po prostu szkoda, że nie ma pojęć innych, nowych, jeszcze nienaruszonych wieloznacznościami. A skoro tych wyświechtanych trzeba użyć w stosunku do Niego z naciskiem, to trzeba również pokazać ich osobniczy sens. Bo demokratyzm i aktywność społeczna Jana Miodońskiego nie były w gruncie rzeczy niczym innym, jak tylko konsekwentnym wypełnieniem powołania zawodowego. Motywacja czy to polityczna, czy tez wywodząca się z idei lub programów nie odgrywała tu głównej roli. W jednym z przemówień Profesora znalazło się takie oto wyznanie: „ Nie umiałbym podać definicji homo sapiens, natomiast jestem przekonany, ze wiem, w jakiej fazie rozwoju należy nazwać istotę ludzką człowiekiem. Będzie to ta faza, w której istota owa stała się zdolna do współczucia i miłosierdzia. W tym samym momencie zaistniały warunki dla narodzin medycyny: dlatego powiedzieć możemy, że medycyna jest tak stara jak ludzkość. Przedmiotem tak pojętej medycyny jest nie tylko choroba, ale i śmierć, która jest integralną częścią procesów życia, nie tylko ból fizyczny, ale i nieszczęście, nie tylko pomoc fizyczna, której formy i sposoby się zmieniają, ale i pomoc moralna, której zasadnicze formy wykazują trwałość niezwykłą”.

Głównym źródłem ożywiającym postawę i przekonania Profesora była znajomość i ciągłe obcowanie z cierpieniem i śmiercią, tymi dwoma koniecznymi składnikami egzystencji, które czynią ludzi najprawdziwiej równymi. To był niewzruszony fundament. I dlatego sobie lekceważył pozycje budowane na majątku, rodowodzie, przemocy, krzywdzie i kłamstwie. Kiedy było trzeba – umiał je dotkliwie wykpić, w innych sytuacjach po prostu gardził. Jeśli uznawał jakąkolwiek hierarchię wśród ludzi, to hierarchię opartą o rozum, doświadczenie, inteligencję, charakter, wiedzę, niezależność sądów i dobroć, zawsze gotową do służby drugiemu.

Był człowiekiem, który znał cenę wolności, bo płacił za nią w Sachsenhausen i nie jeden raz w życiu przyszło Mu jej bronić. Wiedział czego broni, przy czym obstaje. Niezależnym czyniła Profesora Miodońskiego olbrzymia wiedza i doświadczenie lekarza. Wolnym – twórcze zainteresowania i pasje, wśród których obok szeroko pojętego przyrodoznawstwa i filozofii, była jedna szczególnie umiłowana: Goethe znał jego twórczość niemal na pamięć, tkwił w dylematach Fausta, żył nimi, a samego poetę – mędrca lubił podglądać zaczytując się w „ Rozmowach” Eckermanna – zwykle do poduszki. Zainteresowania humanistyczne wiodły Go do teatrów, galerii i na sale koncertowe.

Zaś osobny rozdział - to Krąków. Mało jest ludzi, którzy by tak potrafili kochać, a przede wszystkim rozumieć to miasto i jego rolę jako ośrodka twórczości, zwłaszcza naukowej.

Z wielu wątków ukształtowany, piękny świat wolności i kultury osobistej Profesora Miodońskiego nie był jednak światem, który by uważał za własność ściśle prywatną. Wręcz przeciwnie: było to coś, czym należało się dzielić, zgromadzone – oddawać, zarówno swoim najbliższym, jak i ludziom spotykanym przygodnie lub z konieczności.

W każdej sytuacji – lecząc, nauczając, wychowując, walcząc. Weredyk, często się w takich wypadkach sparzył albo też nie zawsze został zrozumiany. Mimo to jednak pozostał sobą do końca, ale też nie pozostał sam.

*Wspomnienia te przekazał Stefan Księski ( abs.1922 r.), brat Kazimierza Księskiego kolegi klasowego Jana Miodońskiego na ręce Pana dra Gustawa Studnickiego w 1984 roku ( zamieszczone w” Księdze Pamiątkowej”).




Strona internetowa powstała w ramach projektu "Mecenat Małopolski", który jest realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego. Wszystkie prawa zastrzeżone.